Pierwsze szklane bombki dmuchano na południu Niemiec, w Turyngii. To tu, w niewielkim miasteczku Lauscha, już od końca XVI wieku działała huta szkła. Produkowała szklanki, misy, koraliki, a nawet… szklane oczy. O bombkach jeszcze nikt nie myślał. Aż do połowy dziewiętnastego stulecia, kiedy to jeden z pracowników huty wydmuchał dla siebie kule w kształcie jabłka i zawiesił w domu na choince. Podobno zrobił to z biedy. W tamtym czasie świąteczne drzewka ozdabiano owocami, orzechami i cukierkami, które były drogie. Legenda mówi, że biednego hutnika nie stać było na te tradycyjne „bombki”, więc skorzystał z dostępu do materiałów oraz narzędzi i zrobił własne. Czy ta historia jest prawdziwa? Nie wiemy. Za to pewne jest, że szklane jabłuszka Hansa Greinera spodobały się nie tylko rodzinie hutnika, ale i sąsiadom. A potem sąsiadom sąsiadów i ich sąsiadom, tak że dziś trudno sobie wyobrazić choinkę bez bombek. Srebrzystych i obsypanych brokatem. Te prawdziwe nadal są robione ręcznie, od początku do końca. To proces, który nie zmienił się od lat. Najpierw jest szklana rurka. Rozgrzewa się ją do 600-800 stopni nad gazowym płomieniem ze specjalnego palnika. Szkło stopniowo mięknie, topnieje, a zanim zacznie kapać trzeba sprawnie je uformować. Te najzwyklejsze bombki-kule dmucha się jak baloniki. Do bardziej skomplikowanych kształtów, takich jak ptaszki, laleczki czy grzybki, potrzebne są metalowe formy. Wdmuchuje się do nich szkło o niemal płynnej konsystencji. Musi być takie – idealnie plastyczne – aby dobrze dopasowało się do foremki. A dmuchacz musi być cierpliwy i uważny. Tu nie ma miejsca na pośpiech czy drżenie rąk. Doświadczony dmuchacz szkoli się trzy, cztery lata. Jeszcze więcej czasu potrzeba na szkolenie dekoratora. Około pięciu lat. Tym zajęciem zajmują się głównie kobiety. Ale zanim bombkę można pomalować, trzeba ją posrebrzyć, żeby miała tę swoją charakterystyczną lustrzaną powłokę. Srebrzy się ją od środka azotanem srebra, który wlewa się do bombki i wstrząsa nią aż cała się nim pokryje. Dopiero teraz przychodzi kolej na ostateczną dekorację. Muchomorki dostają czerwone kapelusze i brokatowe kropki, ptaszki swoje kolorowe piórka, a laleczki zalotne spojrzenia i błyszczące sukienki. Choć współczesne manufaktury bombek produkują bardzo różne wzory – również nowoczesne – my jesteśmy wierni bombkom, które pamiętamy z dzieciństwa. Pasują do nich ozdoby z papieru i słomy. Takie, jakimi niegdyś dekorowano podłaźniczki – iglaste gałęzie podwieszane w izbach u powały, albo pająki, czyli misterne konstrukcje ze źdźbeł słomy. To dwie poprzedniczki choinki, która podobnie jak bombki, dotarła do nas z Niemiec w połowie XIX wieku.

Ale o tym opowiemy w następnym odcinku…

Close
Close
Cart (0)

No products in the basket. No products in the basket.